OCALAŁA Z GETTA. ANNA PONIEMUŃSKA W RADOMSKU

Reklama

– To był 23 lipca 1943 roku. Miałam wówczas 4 lata i 8 miesięcy. Niemcy przyjechali o 4.30 nad ranem. Kolbami tłukli w drzwi i kazali wszystkim wyjść na zewnątrz. Usiedliśmy rzędem na mokrej od rosy trawy. Tego dnia po raz ostatni widziałam swoją babcię i wujka. Zabili ich Niemcy… – mówi łamiącym się głosem i ze łzami w oczach Anna Poniemuńska, która ocalała z radomszczańskiego getta.

DSCN5348

Anna Poniemuńska gościła dziś w Radomsku. O swojej chwytającej za serce historii opowiedziała licznej grupie młodzieży, która w ramach partnerskiej wymiany (Radomsko jest miastem partnerskim izraelskiego miasta Kiryat Bialik) wraz z opiekunami przebywała w ubiegłym roku w Izraelu.

Pani Ania nie jest rodowitą radomszczanką, a łodzianką. W Łodzi urodziła się w 1939 roku, gdzie wraz z rodzicami mieszkała do 10 miesiąca życia. Z Radomska wywodzi się natomiast jej babcia i mama, która w chwili wybuchu II wojny światowej oddała małą Anię pod opiekę swojej mamy, a sama pojechała za mężem do Rosji. – Nikt nie wiedział, ile wojna będzie trwać. Plany były jednak takie, że kiedy się skończy rodzice wrócą po mnie… – wspomina.

Wojna pokrzyżowała plany. Mała Ania wraz z babcią i wujkiem trafiła do radomszczańskiego getta. Wraz z najbliższymi przebywała w nim do 1942. – Przed jego zamknięciem zostaliśmy przewiezieni do Łęgu. Tam bowiem mieszkała pomoc domowa mojej babci Andzia wraz ze swoim mężem – wspomina Anna Poniemuńska.

Świat małej Ani zawalił się 23 lipca 1943 roku. – Miałam wówczas 4 lata i 8 miesięcy. Niemcy przyjechali o 4.30 nad ranem. Kolbami tłukli w drzwi i kazali wszystkim wyjść na zewnątrz. Usiedliśmy rzędem na mokrej od rosy trawy. Oprócz nas byli jeszcze inni Żydzi. Ja siedziałam na kolanach babci. Przed babcią siedział wujek, a obok niej Andzia. Wszyscy musieli wyspowiadać się Niemcom kim są, trzeba było pokazać dokumenty. Ci, którzy nie mieli dokumentów, od razu byli brani za Żydów. Niemcy kazali im iść za stodołę. Tam kończyli życie. Ja to wszystko widziałam, widziałam jak ludzie padali – opowiada wzruszona kobieta.

Przyszedł czas na rodzinę pani Ani. – Wujek podszedł do Niemca powiedział, że nazywa się Henryk Borys. Pokazał papiery. Jednak jeden z SS stwierdził, że wujek mówi nieprawdę. Kiedy powiedział, że wujek jest Żydem, ten uciekł w żyto rosnące niedaleko. Niemcy strzelali w żyto. Nie mając jednak pewności, czy go zabili podpalili żyto. Wujek uciekł z żyta jednak pomylił kierunki. Niemcy go dopadli, zabili go…

Potem przyszedł czas na moją babcię. Babcia zdjęła mnie z kolan i dała siedzącej obok Andzi. Powiedziała, że nazywa się Ewa Borys, przedstawiła papiery. Niemiec znów nie dał wiary. Wysłali babcię za stodołę. Poszła za stodołę, zabili ją. Stałam jak kamień… Pewnie gdybym wówczas powiedziała babciu, to też by mnie zabili i nie mogłabym dziś opowiadać wam o moich przeżyciach – mówi wzruszona Anna Poniemuńska.

Mała Ania ocalała dzięki Andzi, która powiedziała Niemcom, że jest jej córką.

Więcej o losach Anny Poniemuńskiej, od 1961 roku mieszkającej na stałe w Izraelu w papierowej wersji „Pomiędzy Stronami” 1 września.

Chcesz być na bieżąco - zainstaluj naszą aplikację na swoim telefonie!

Darmowa aplikacja dostępna do ściągnięcia na Androida, oraz iOS w skelpach Google Play i App Store 
Pokaż więcej

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button
Puls Radomska

DARMOWY
POGLĄD